obraz

obraz

sobota, 28 stycznia 2012

„Porozmawiajmy o Kevinie” - pare wolnych skojarzeń

Boję się głośno wypowiadać o tym filmie. Powinien czy nie być wskazany dla ciężarnych? Ja nie odczuwam jeszcze wzmożonego instynktu macierzyńskiego (a mija 23 tydzień).  Cierpnie mi skóra na myśl o wyjętym ze mnie, nowonarodzonym stworzeniu. Umazanym, wątłym, z różniastymi plamami, nie będącym podobizną a tylko namiastką człowieka.  Zaczynam się pocić przy wyobrażaniu sobie tych pierwszych chwil, gdy mam je na rękach i jest całkowicie ode mnie zależne. Gotowość do macierzyństwa nie rodzi się od razu z drugą kreską  na teście ciążowym.  Co gorsza może nigdy nie nadejść.   Co wtedy? Dziecko zdane na łaskę i niełaskę dorosłych.  Poznaje i uczy się naszego świata. Podpatruje relacje bliskich. Jest świadkiem wszystkich moich zachowań.  Zapisuje obrazy , instynktownie odczuwa i próbuje naśladować. Reaguje tak jak potrafi i czeka na odpowiedź zwrotną. Kształtują się jego nawyki. Potrafi już krzyczeć oraz czegoś od nas wymagać. Dlatego uważam że nikt nie rodzi się z natury złym czy dobrym. Ewoluujemy, kształcimy się i przekształcamy od początku istnienia. Nie wiem co autor miał więc na myśli pokazując wizję trochę na opak. Mimo zaangażowania matki w proces wychowawczy dziecko jest złe od początku ( ale nie do końca).  Nie chce się bawić. A może nie umie się bawić? Relacje rodziców gdzie nikt nie rozmawia głośno o Kevinie, ojciec widzi tylko ukochanego synka wracając po całym dniu pracy, a matka zostaje z nim na całe dnie sama w pustym domu i zaciskając wargi próbuje  kochać.  Bardzo dobry  artykuł we Wproście i wypowiedź psychologa, który mówi że najczęściej rodzice boją się sami przed sobą wyznać że nie kochają swojego dziecka (wiadomo, ze względu na prorodzinne poglądy społeczeństwa, boją się wykluczenia), natomiast dzieciom łatwiej się przyznać, że były niekochane. Kluczowa jest myślę ostatnia  scena filmu gdy matka pyta się swojego syna dlaczego popełnił ową zbrodnię, a on odpowiada „kiedyś to wiedziałem, teraz nie jestem już tego taki pewny”. Nie chcę streszczać fabuły filmu, ani pisać tu wybujałej recenzji. Chciałabym tylko żeby każdy mógł sobie odpowiedzieć na pytanie czego nie jest pewien ten młody człowiek osadzony za zbrodnię w poprawczaku z wizją więzienia po 18-nastych urodzinach? Może poczuł się kochany…
Film genialny.

piątek, 27 stycznia 2012

LiLi - czyli panna Liliana

Maleństwo będzie dziewczynką. Na imię jej Lili- Liliana przez jedno „n”.          Na szczęście nie będzie Natalką mimo uporu taty ani Zuzią z powodu moich upodobań. Nie będzie też miała na imię tak jak większość dziewczynek w jej wieku, żadne Oliwki, Amelki, Lenki wyczytywane co trzecie z listy obecności. Może nawet przez całe swoje życie nie spotka nikogo o tym samym imieniu. Chcieliśmy podkreślić jej wyjątkowość. Poza tym imię to bardzo poważna sprawa. Nadając je dziecku w pewnym sensie określa się jego osobowość. Wiadomo że Natalka byłaby córeczką tatusia, grzeczną ,ułożoną, z Wielkim poczuciem własnej wartości i piątkami z matmy, a Zuzia malutkim urwiskiem, kroczącym własnymi ścieżkami i drącym koty z chłopakami w szkole czy na podwórku. Lili natomiast ma w sobie magię wyjątkowości. Tak naprawdę nie jest ściśle określone. Nikt nie ma ścisłego wyobrażenia lili wodnej. Kwiat którego pojęcie jest tak samo ulotne jak i urocze, kojarzące się z  kobiecą delikatnością a jednocześnie mające piękny majestatyczny wygląd, odczuwające ciepłym i kruchym serduszkiem ale i mające chłodny dystans do rzeczywistości.  Niech będzie kim zechce… punkiem (moja wizja) czy królewną (wizja przyszłego taty).. ważne żeby się spełniało w tym co chce robić. Nasza rola polega na pokazaniu jej różnych możliwości. Sama wybierze. Już wspominałam że to dziecko w moim brzuchu wydaje się być całkiem niezależne?

UGOTOWANI

Od kiedy maleństwo zaczęło wyglądać jak ludź i kopać, zwiększyła się moja świadomość jego istnienia. Myślę że nikt tak naprawdę nie jest gotowy na macierzyństwo czy tacierzyństwo. To przychodzi z czasem i dobrze że tego czasu jest aż 9 miesięcy. Ja nie potrafiłam się przyzwyczaić do myśli że mam coś w sobie. Bo niby jak żyjąc przez te 24 lata samemu nagle poprzekładać sobie w głowie, że teraz ma się dwa serca, dwa mózgi, dwie wątroby itd. Człowiek dopiero co zdążył się do siebie samego przyzwyczaić, poznać , skonkretyzować co lubi a czego nie, znaleźć hobby (choćby po to żeby wpisać coś do CV), wymyśleć co będzie w życiu robił, popróbować nowych rzeczy, pozwiedzać, nauczyć się języka, zrobić prawo jazdy, zakochać się, odkochać, znowu zakochać, zaryzykować i nagle BUM! Ni stąd ni z owąd ląduję w Twoim brzuchu mały przybysz z innej planety, który postanowił przebić się przez miliony mu podobnych i wygrać pogoń do Twojego jajeczka. Teraz próbuje przejąć władze nad innymi narządami, układami. Mądrze się podczepił do mojego wnętrza. I rośnie w siłe. Spija moją krew. Łyka moje powietrze. Nawet podbiera mi jedzenie, skurczybyk jeden.  Symbioza? Nie ma o niej mowy.. co ja z tego mam? To się okaże dopiero w godzinie mojej śmierci. Czy ten mały astronauta godnie zniesie ziemskie zwyczaje gdy przyjdzie mi pożegnać się z tym światem? Ale to już wchodzi w zakres pt. „dobre wychowanie”, także o tym jak przyjdzie pora.

Utracona atrakcyjność seksualna cz1

Do tego jeszcze dramatyczny spadek atrakcyjności seksualnej. O Boże! Powinni robić badania i przedstawiać je każdej kobiecie na pierwszej wizycie. Mnie nikt o tym nie informował. Może przytyłam 2 kg, a wygląda jakbym połknęła balon średniego rozmiaru ( i gdzie tu logika, matematyka, i inne nauki ścisłe i po co wierzyć przez całe życie wskaźnikowi  na wadze?).  Pierwszy raz od bardzo dawna czuje że moje libido sięgnęło dna i przywarło swoim ciężarem do ziemi. To nie jest śmieszne.  Weźmy choćby taki przykład potencjonalnego nieznajomego napotkanego w galerii handlowej. Idzie w Twoim kierunku,  wasz wzrok się spotyka, widzisz w nim krztę zainteresowania, po czym jego wzrok zaczyna zjeżdżać w dół, Twój rozpięty płaszcz, jego wzrok napotyka Twój średniej wielkości balon i nagle ucieka, co za popłoch, już nie próbuje nawet wracać oczami ku górze, jeszcze mogłabyś odczytać jego myśli „Zaraza, nie patrzeć, zajęta i to dosłownie, spadam stąd, utkwię wzrok w podłodze  i przejdę, ufff udało się”.  Chyba nie ma faceta, dla którego kobieta w ciąży może być seksowana.  Mój ukochany też zaczyna mnie postrzegać jako 2w1. Jestem kobietą, jestem kobietą inkubatorem, chętnie wysadzę gdzieś po drodze mojego małego pasażera. Niestety ta przejażdżka zaplanowana jest  na jeszcze około 4miesiące i muszę dać radę. Mimo tego że próbuje się gimnastykować, uprawiać jogę czy smarować przeróżnej treści mazidłami, nie pomaga to na moje samopoczucie. Tyję!!  Do ostatniego przystanku zostało jeszcze 10 kg. A problemy z zaakceptowaniem siebie i zmieniającego się ciała będą narastać. Szczególnie jeśli wszyscy wokół zaczynają dostrzegać najpierw Twój brzuch a potem Ciebie. I nawet najlepszy ciuch czy makijaż nie jest w stanie tego zmienić. Więc tak chciałam zaapelować do wszystkich ginekologów całego świata, którzy powinni pełnić również rolę terapeuty (może oprócz mojej Pani ginekolog, która jest jak dr House w kobiecym wydaniu, zero empatii za to pełny profesjonalizm) informujcie swoje ciężarne pacjentki o spadającym potencjale bo inaczej czeka je ten niemiły szok, nie tylko że ich życie ( czyli dragi, fajki, imprezy)  się skończyło ale ich atrakcyjność też!! Depresja murowana.

II akt – „zgaga i płacz” czyli ciążowy Dramat

Wiem już jak to jest z innymi kobietami. Od czasu do czasu podpatruję ich blogowe wypociny. Sama też mam zamiar prowadzić własny dziennik pokładowy. No może miesięcznik, znając swoją skrupulatność.  Jestem w 21 tygodniu ciąży. Maleństwo zaczyna coraz bardziej rościć sobie prawa do wnętrza mojego brzuszka. Czuje jakby miało chęć poprzesuwać niektóre ściany. A co najlepsze już od małego  zdaje się być niezależne, oczywiście w pewnym sensie. Na pewno nie będzie robić tego co jej każe. Już wiem kiedy rodzi się w człowieku niezależność, a może bardziej czuję to dość wyraźnie.

Z ciążą mam wiele własnych skojarzeń. Pierwsze miejsce  obstawia płacz i zgaga. To drugie próbuję przepić świeżym mlekiem lub zwalczyć siłą woli, to pierwsze często wygrywa w starciu z moją rozchwianą (na ten czas)  emocjonalnością.  Jestem w stanie ryczeć z każdego powodu. Jeśli przyczyna jest nieznana to tym gorzej bo na siłę próbuję coś wymyśleć. Płaczę gdy bolą mnie plecy bo postanowiłam pozmiatać, umyć i wyczyścić wszystko co się dało, płaczę bo przespałam cały dzień i nic mi się nie chce, płaczę bo życie jest takie nieprzewidywalne, płaczę bo mojemu Misiowi ostatnio przybyło więcej siwych włosów, a to oznacza że się przejmuje i nic nie mówi  żeby mi nie dostarczać powodów do zmartwień, więc już się o to martwię, płaczę bo mówi że wyjdzie do sklepu coś kupić na kolacje (bo ja przespałam cały dzień i w lodówce tylko światło) i zaraz wróci- ja na to że tak zawsze mówią w serialach i tych wszystkich  filmach bez happyendu i nigdy nie wracają, więc ryczę, ubieram się i idę z nim na te cholerne zakupy, płaczę bo przypominam sobie jak wyglądało moje życie 5 miesięcy temu i za nim tęsknie, płacze bo …………….generalnie jak widać wszystko!

I akt - przespany


Translate/Übersetzen