obraz

obraz

czwartek, 9 lipca 2015

"Wolność kocham i rozumiem"



Mały człowiek rodzi się wolny. Chętnie i bez pardonu wyraża swoje zachcianki oraz potrzeby. Oczywiście zaraz potem pokazujemy mu swoją rodzicielską władzę, bo przecież samo nie chodzi, nie naje się ani po sobie nie posprząta. Rodzi się zależność, którą lubimy wykorzystywać. Gdy zaczyna chodzić mówimy dokąd ma iść. Gdy zaczyna mówić wkładamy mu do ust słowa bo często tak wypada. A gdy zaczyna robić to na co ma ochotę, bo właśnie kształtuje kolejne umiejętności takie jak własne zainteresowania i preferencje, zaczynają rodzić się pierwsze konflikty. Ona: Masz się natychmiast ubrać w piżamę! Ono: ale ja się jeszcze bawię! Ona: Jedz zupę! Ono: Takiej nie lubię! I tak dalej.
Ale czy naprawdę jedyne na czym nam zależy to nauka posłuszeństwa? To pytanie próbuję sobie stawiać po każdym NIE jakie uzyskuje w odpowiedzi od Lilki. Najbardziej na świecie chciałabym żeby zawsze i wszędzie potrafiła wyrażać swoje zdanie. Właśnie tak dobitnie jak walczy o to teraz. Próbuję ograniczać swoje rządy i zostawić jej pole na własne przemyślenia. Świetnie się czuję gdy idziemy na ugodę. Mówimy wtedy że trochę ja mam racji a trochę ona. Potrafię też otwarcie przyznać że się myliłam! Co nie uchodzi rodzicom z dobrze udomowioną hierarchią. Rozpiera mnie duma, gdy siedzę na ławce a ona wchodzi po drabinkach i wie że nie ma za nią rąk mamy asekurantki, przybiega i krzyczy czy widziałam jak się wysoko wspięła SAMA! Oczywiście cała wewnętrznie drżę i się pocę że Zaraz Spadnie Zrobi Sobie Krzywdę ale skutecznie próbuję te myśli ignorować.. Najczęściej narażam się innym rodzicom mającym mnie za wzór nieodpowiedzialnej mamy, ale i to muszę sama zwalczyć .Plac zabaw stanowi na prawdę świetny trening dla rodzicielskiej powściągliwości władzy..  Z każdym dniem uświadamiam sobie że wychowanie dziecka ma więcej wspólnego z samokształceniem jak traktować małego człowieka z szacunkiem, powagą i pełną akceptacją niż uczeniem go nowych funkcji poznawczych. Dzieci są mądre! Wystarczy że zwrócimy im wolność a będą się same doskonalić.

wtorek, 7 lipca 2015

Dramaty matki trzylatki



Powracam po dłuższej blogowej nieobecności. Pierwsze wpisy którymi się dzieliłam z szerszym gronem tytułowałam roboczo  :ciazowe dramaty:. Ten intensywny okres zmian emocjonalno-fizycznych który opisywałam  i stany w jakich się znalazłam były jak się później okazało powtarzalnym schematem dotykającym wszystkie znane mi przyszłe mamy. Znajome ciężarne bardzo chętnie w trakcie oczekiwań na potomstwo czytały o moich doznaniach bo dzieliła nas ta sama chwila i te same emocje.  Tak bardzo niezrozumiały wylew słów dla kogoś kogo to położenie matki czekającej na  zgoła innego człowieka czerpiącego z niej życie nie jest jeszcze znane.


Teraz chciałabym zacząć zupełnie nowy rozdział mojej blogosfery otwartej na komentarze innych użytkowników. Teraz jestem matką trzylatki. Brzmi dumnie choć nadal się boję. Próbuję za nią nadążyć. Gdy była mniejsza wiedziałam co robić. Każdy kamień milowy co do tygodnia odhaczony. Teraz czas na psycho! Zaczęłam dużo czytać, próbuję czerpać wiedzę hektolitrami, ale w tej studni zdaje się przybywać nowych wątków. Moje dziecko się zmienia. Zaczyna kształtować swoją osobowość . Potrafi  wyrazić stanowczo sprzeciw przeciwko mojej nadmiernej upierdliwości lub braku ochoty na.. jej NIE jest tak głośne że czasem nie wiemy co robić. Wściekłość urastająca w potęgę pół godzinnych szlochów z powodu nietaknasypanych płatków śniadaniowych . Jak się zachować? Cały czas poszukuję dobrych odpowiedzi, które będą w zgodzie z budowaniem jej poczucia własnej wartości i rozumieniem moich poczynań. TRUDNO JEST NIE IGNOROWAĆ. Tak zdarza mi się wyjść do sąsiedniego pokoju i zostawić ją z tym nieopanowanym gniewem, złością samą. Tak czasem mam dość. Potem pukam się w głowę i idę ją przytulić. KOCHAM ją i jest dla mnie ważna. Takie przesłanie. Kocham Ciebie zawsze.  Nawet jak nie rozumiem czemu się wściekasz a i Ty do końca nie jesteś w stanie zrozumieć swoich emocji. Ta bezinteresowna miłość nie jest łatwa. Nazywanie emocji i rozmawianie o uczuciach nie należy do najprostszych zadań  szczególnie jeśli samemu ma się z tym problem. Ale powoli  zaczynam się do nich przyznawać.. Jestem szczęśliwa że tutaj jesteśmy.. Boję się tego egzaminu.. Cieszę się że go zdałam..Nie chcę tutaj być bo mi się tutaj nie podoba .. Naprawdę jestem zmęczona i muszę się chwilę zrelaksować.. śmieję się bo się cieszę że tak potrafisz.. To tylko przykłady. Ale pamiętam dzień kiedy przyszłam po nią do przedszkola i po wyjściu z niego dałam jej jajko niespodziankę (kupione na stacji benzynowej przy okazji tankowania auta). Lili wygłosiła wtedy zdanie które dało mi do myślenia i sprawiło że zaczęłam się mocno zastanawiać nad swoim zachowaniem. Otóż po otrzymaniu prezentu rzekła do mnie: Kupiłaś mi bo mnie kochasz! Odpowiedziałam jej ze owszem kocham ją ale przede wszystkim chciałam jej sprawić radość. Przecież nie dlatego daje się prezenty. Nie trzeba zasłużyć na miłość albo cos oferować w zamian. Miłość jest totalnie bezinteresowna. Ale tego wszystkiego nie mogłam powiedzieć 3latce. Dodałam tylko że kochałabym ją tak samo mocno gdybym przyszła bez niespodzianki tylko  spacerem wracałybyśmy do domu rozmawiając o tym jak spędziłyśmy dzień i czy tata wróci wcześniej z pracy żeby pójść z nami na lody..

niedziela, 21 grudnia 2014

Zmiany


Za nami kolejny rok. Można by go podsumować słowem: Zmiany. Otóż diametralnie i nieodwracalnie zmieniło się moje nastawienie do bubutrona. Kocham ją niemożliwie, kocham ją wspaniale i dostaje w zamian miłość na jaką nie byłam gotowa. Lili zaczęła mówić. Pięknymi zdaniami określa mnie. Komplementuje moje zewnętrze i jeszcze nie pytana wyznaje miłość w
najprzeróżniejszych okolicznościach. Tak po prostu przyciska się do mojego ciała i je obcałowuje. Kocha mój brzuch i moje włosy, ściska za szyję i skacze na plecy. Jest jeszcze głupiutka owszem ale cieszę się tym czasem. On przemija tak jak wszystko. Już niedługo będzie tylko wspomnieniem. Zakochałam się w niej nieodwracalnie. Niby wierzę w bezinteresowną miłość, ale kiedy moja kosmitka zaczęła mówić zrobiło się zdecydowanie bardziej ludzko. Stała mi się bliższa, moja. .

niedziela, 15 grudnia 2013

Jak nie zwariować z dzieckiem w trakcie długotrwającej w Polsce zimy



Poszłam do pracy. Moją pensją mogłabym opłacić żłobek i jeszcze starczy na waciki. Lili czas w żłobku dzieli dokładnie pół na pół z byciem w domu z powodu nowoprzyplątanego wirusa. Ale mimo wszystko jesteśmy szczęśliwsi. Ja mam odskocznie od ciągłego zmieniania pieluch i świat znów nabrał ciekawszych kolorów. Uczucie że inni się rozwijają a ja ciągle jestem ograniczona do bycia Mamą (a mamy jak wiadomo nie mają weekendów) powoli maleje. Zdarza mi się nawet rozmawiać z ludźmi na tematy nie dotyczące potomstwa. Tata za to odnalazł się całkiem dobrze w roli mamy. Zdecydowanie zacieśniła się ich relacja. Nauczył się smażyć Lili cudne kotleciki, ugotować pomidorówkę czy przejść cały rytuał z piciem kakao. Największym jednak osiągnięciem Ojca Polaka było odłożenie małej do łóżeczka i jej uśpienie. Co każdej Matce Polce przypada akurat w pakiecie obowiązków. Wreszcie pępowinowa więź przestała mnie krępować i mogę swobodnie oddychać. Szczęśliwa matka= szczęśliwe dziecko. Nic nowego a jednak? Wracam padnięta ale z głową pełną pomysłów. Zawsze miałam plastyczne ciągoty chociaż do prawdziwego talentu mi jeszcze daleko. Wymyślam stojąc w korku różne twórcze zabawy. Poniżej przedstawiam rezultaty naszej pracy:


 Hit! Domek papierowy do złożenia i malowania (do kupienia w Lidlu lub Tesco na 30 zł) do tego warto doliczyć folie malarską jeśli chcecie malować farbami. Moje dziecko nie lubi brudzić łapek (ma jakąś fobię wyrobioną w żłobku)  w zamian użyłyśmy pociętej gąbki do mycia naczyń. 







dekorowanie pierników pisakami-lukrami ( do kupienia w Biedronce gotowe ciastka z pisakami)


Planujemy zakup plasteliny ale boję się o nasz dywan i odkładam to do niedalekiej przyszłości..

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nauka samodzielnego zasypiania




Nie było łatwo. Oj nie było.. Trzymałam się jednak twardo wskazówek Doroty Zawadzkiej. Konsekwencja popłaciła. Retrospekcja. Pierwszy dzień: szloch jakby ze skóry dziecko żywcem obdzierali i mama stojąca za ścianą ściskając mocno serce w pięść żeby nie dać się tym łzom krokodylej rozpaczy. Tata zajmuje się sobą (tyle jeśli chodzi o mentalne wsparcie, przynajmniej nie wadzi). Dzień drugi: dziecko kwili ale czułe głaskane przez maminą łapkę usypia już z mniejszym żalem. Dzień trzeci i czwarty: naukę trzeba było kontynuować u dziadków. Nie było łatwo ze względu na nowe warunki i mamę śpiącą na tym samym łóżku- ale cierpliwie znosząc wszystkie rodzaje buczenia usnęła samodzielnie. Dzień piąty: O wiktorio! Oddała się w ramiona Morfeusza bez łez, jęku, czy grymaszeń. Dla mnie to sukces ogromnej wagi z racji bezterminowego karmienia piersią Lila miała w nawyku usypiać przy dostawie do cyca. Tych co karmią potomne butlą ten problem raczej nie dotyczy. Oczywiście pokłony i brawa należą się tylko w tej części. Dalsza część nocy również zasługuje na wprowadzenie stopniowych poprawek. Z racji nieprzerwanej laktacji dziecię budzi się w nocy i żłopie na śpiocha, po czym panoszy się w poprzek rodzicielskiego łoża i spycha jednego a to na ścianę a to na podłogę. Kolejne zadanie będzie zatem polegać na nauce spania we własnym łóżeczku dłużej aniżeli do godz. 2.30. 

Co nam pomogło w zasypianiu (z cyklu porady dobrej mamy):
  • Zasypianie samodzielne w Żłobie
  • Maskotka-przytulaniec w naszym przypadku Kotek
  • Pierwszego dnia konsekwentne co pare minut odkładanie Lili do pozycji poziomej
  • Cisza/ brak jakiegokolwiek odzewu ze strony mamy
  • Głaskanie po głowie
  • Konsekwencja i pewność w naszej głowie, że jeśli powiedzieliśmy „a” to musimy wytrwać
  • W zastępstwie mojego mleka robię małej wieczorem kubek kakao na mleku modyfikowanym, który ona przez rurkę ochoczo wypija
  • Jeśli nie możecie liczyć na męża/partenera przy usypianiu bo ma za miękkie serce na dzieciowe krzyki to wyślijcie go po piwo albo niech się zajmie swoimi rzeczami na kompie (najlepiej z użyciem słuchawek).
Powodzenia! 

Niedługo zdam relacje z powodzenia kolejnego stawianego sobie samej i małej zadania.

Translate/Übersetzen