obraz

obraz

niedziela, 15 grudnia 2013

Jak nie zwariować z dzieckiem w trakcie długotrwającej w Polsce zimy



Poszłam do pracy. Moją pensją mogłabym opłacić żłobek i jeszcze starczy na waciki. Lili czas w żłobku dzieli dokładnie pół na pół z byciem w domu z powodu nowoprzyplątanego wirusa. Ale mimo wszystko jesteśmy szczęśliwsi. Ja mam odskocznie od ciągłego zmieniania pieluch i świat znów nabrał ciekawszych kolorów. Uczucie że inni się rozwijają a ja ciągle jestem ograniczona do bycia Mamą (a mamy jak wiadomo nie mają weekendów) powoli maleje. Zdarza mi się nawet rozmawiać z ludźmi na tematy nie dotyczące potomstwa. Tata za to odnalazł się całkiem dobrze w roli mamy. Zdecydowanie zacieśniła się ich relacja. Nauczył się smażyć Lili cudne kotleciki, ugotować pomidorówkę czy przejść cały rytuał z piciem kakao. Największym jednak osiągnięciem Ojca Polaka było odłożenie małej do łóżeczka i jej uśpienie. Co każdej Matce Polce przypada akurat w pakiecie obowiązków. Wreszcie pępowinowa więź przestała mnie krępować i mogę swobodnie oddychać. Szczęśliwa matka= szczęśliwe dziecko. Nic nowego a jednak? Wracam padnięta ale z głową pełną pomysłów. Zawsze miałam plastyczne ciągoty chociaż do prawdziwego talentu mi jeszcze daleko. Wymyślam stojąc w korku różne twórcze zabawy. Poniżej przedstawiam rezultaty naszej pracy:


 Hit! Domek papierowy do złożenia i malowania (do kupienia w Lidlu lub Tesco na 30 zł) do tego warto doliczyć folie malarską jeśli chcecie malować farbami. Moje dziecko nie lubi brudzić łapek (ma jakąś fobię wyrobioną w żłobku)  w zamian użyłyśmy pociętej gąbki do mycia naczyń. 







dekorowanie pierników pisakami-lukrami ( do kupienia w Biedronce gotowe ciastka z pisakami)


Planujemy zakup plasteliny ale boję się o nasz dywan i odkładam to do niedalekiej przyszłości..

poniedziałek, 4 listopada 2013

Nauka samodzielnego zasypiania




Nie było łatwo. Oj nie było.. Trzymałam się jednak twardo wskazówek Doroty Zawadzkiej. Konsekwencja popłaciła. Retrospekcja. Pierwszy dzień: szloch jakby ze skóry dziecko żywcem obdzierali i mama stojąca za ścianą ściskając mocno serce w pięść żeby nie dać się tym łzom krokodylej rozpaczy. Tata zajmuje się sobą (tyle jeśli chodzi o mentalne wsparcie, przynajmniej nie wadzi). Dzień drugi: dziecko kwili ale czułe głaskane przez maminą łapkę usypia już z mniejszym żalem. Dzień trzeci i czwarty: naukę trzeba było kontynuować u dziadków. Nie było łatwo ze względu na nowe warunki i mamę śpiącą na tym samym łóżku- ale cierpliwie znosząc wszystkie rodzaje buczenia usnęła samodzielnie. Dzień piąty: O wiktorio! Oddała się w ramiona Morfeusza bez łez, jęku, czy grymaszeń. Dla mnie to sukces ogromnej wagi z racji bezterminowego karmienia piersią Lila miała w nawyku usypiać przy dostawie do cyca. Tych co karmią potomne butlą ten problem raczej nie dotyczy. Oczywiście pokłony i brawa należą się tylko w tej części. Dalsza część nocy również zasługuje na wprowadzenie stopniowych poprawek. Z racji nieprzerwanej laktacji dziecię budzi się w nocy i żłopie na śpiocha, po czym panoszy się w poprzek rodzicielskiego łoża i spycha jednego a to na ścianę a to na podłogę. Kolejne zadanie będzie zatem polegać na nauce spania we własnym łóżeczku dłużej aniżeli do godz. 2.30. 

Co nam pomogło w zasypianiu (z cyklu porady dobrej mamy):
  • Zasypianie samodzielne w Żłobie
  • Maskotka-przytulaniec w naszym przypadku Kotek
  • Pierwszego dnia konsekwentne co pare minut odkładanie Lili do pozycji poziomej
  • Cisza/ brak jakiegokolwiek odzewu ze strony mamy
  • Głaskanie po głowie
  • Konsekwencja i pewność w naszej głowie, że jeśli powiedzieliśmy „a” to musimy wytrwać
  • W zastępstwie mojego mleka robię małej wieczorem kubek kakao na mleku modyfikowanym, który ona przez rurkę ochoczo wypija
  • Jeśli nie możecie liczyć na męża/partenera przy usypianiu bo ma za miękkie serce na dzieciowe krzyki to wyślijcie go po piwo albo niech się zajmie swoimi rzeczami na kompie (najlepiej z użyciem słuchawek).
Powodzenia! 

Niedługo zdam relacje z powodzenia kolejnego stawianego sobie samej i małej zadania.

piątek, 18 października 2013

O równości płci



Dzięcię zaczęło dorastać w oszałamiającym tempie. Może przez nieograniczone możliwości chłonięcia ton jedzenia lub nienasycony głód wiedzy, sama nie wiem. Jedno jest pewne- rośnie nam z niej niezłe ziółko, które potrafi strzelić focha jeśli działa się nie po jej myśli. Na tym etapie rozumiem wszystkich rodziców dzieci co w przypływie złości walą nogami i pięściami  rzucając się jednoczenie po hipermarketowej posadzce. Ulegnij choć raz wyrodny rodzicielu a poznasz smak mojej słodkiej zemsty (tu uśmiech posyła laleczka Chucky zalewając się krokodylimi łzami) Tyle w temacie zachowań 1,5 roczniaka. Boję się patrzeć w przyszłość- tam czeka na nas bunt 2-latka. Drżyj ziemio i matko jedyna która na świat wydałaś! Jednakowoż ten cały behawioralny bełkot „niewinnego” dziecka jestem w stanie znieść i będę musiała przeżyć.  Z pewną odrazą i dezaprobatą patrzę za to na rodziców innych małych stworzeń którzy mimo wykształcenia, XXI wieku i mających się za otwartych na cywilizacyjne odłamy dążą do ukształtowania w swoich pociechach stereotypowej typizacji. Ty chłopiec- bawisz się autkami. Ona dziewczynka- bawi się lalkami. Nigdy na odwrót. Broń boże różowy! Chowaj w błękitach syna swego pierworodnego.  Grom jasny z nieba by cisnąć jak słyszę na placu zabaw że moja córa tylko autkiem się chwilę pobawi bo to dziewczynka ona nie lubi, zaraz odda. A właśnie że nie odda! Bo ona samochodami uwielbia się bawić. Sama ma w domu koparki. Przysięgam! Sama jej kupiłam. Ale jeszcze większe nerwy i złość mnie bierze jak od takiego 8-latka słyszę że koniki Pony (kto ma dziecko i Minimini+ ten na pewno oglądał) to „brzydkie i głupie” i „dla dziewczyn”. Skąd w tym młodym człowieku taka mądrość pytam? Wartka akcja, super dialogi, puenta z morałem- tylko do „dziewczyńskich” kolorów można się przyczepić. Za dużo różu za mało odcieni niebieskich. Dlatego znowu apel wystosuje do tych co moje wypociny czytają: Jeśli urodzi Ci się dziewczynka kup jej lego City i pozwól bawić się transformersami, jeśli obdarzy Cię los chłopcem pozwól mu patrzeć przez różowe okulary i mieć swoją ulubioną Barbie, w końcu jedna Smerfetka w niebieskim świecie też się zdarzyła ;)

czwartek, 26 września 2013

Czas żłobkowy mój i chwile spędzane razem



Czas. Czasu nie ma. Jest za to dorastająca pannica.
Ona jest rzeczywista i gdy się zmienia mój świat próbuje za nią nadążyć. Zaczęła już całkiem nieźle biegać, moje życie nabrało tempa. Nie jestem długodystansowcem. Szybko się męczę bądź nudzę. Postanowiłam na chwilę przysiąść i złapać oddech. Wielki haust powietrza i krzyk małej oddawanej w żłobkowe ręce opiekunek. Cóż tak będzie dla nas lepiej, myślałam. Powoli oswajamy się z nową sytuacją. Lili pomaga jej wierny przyjaciel w postaci pluszowego kotka, z którym się nie rozstaje. Ja zostałam sama. Na własne życzenie. Prawie 1,5 roku razem (jeszcze 9mscy doliczając ciążę). Niezły staż. Jak na zwolennika krótkich historii to całkiem dobrze mi poszło. Bieg chwilowo wstrzymany. Mety nie widać. A ja nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. Przyzwyczaiłam się mieć ciągle coś do zrobienia. Gotowania, sprzątania, bawienia, spacerów i tak w kółko. Teraz mam 6h wolnego i zero konstruktywnie spędzonego czasu. Namiętnie zlepiam chwile w całość. To tu to tam coś porobię. Zjem, pooglądam, poszukam w necie, ugotuję, umyję. Jakoś zleci.. Potem jadę po małą i zabieram ją w jakieś ciekawe miejsce. Robię tak by zapomniała że ją oddałam.
 Jesienna słota nie sprzyja spacerom. Najlepszą alternatywą okazało się położone niedaleko Tesco. I wcale nie dział z zabawkami stanowi epicentrum uciech, a koszyk-samochodzik do podróżowania i ubranka które Lila może bez przeszkód przymierzać. Jako kobieta w 100% ją rozumiem. Potem coś do jedzonka ląduje w pyszczku i ekstaza zakupów kończy się drzemką zanim wyjedziemy z przymarketowego parkingu. 

Jeszcze nie dużo mówi. Ale widać jak ją zmienia przebywanie w żłobku. Jesteśmy zaprogramowani na życie w społeczeństwie. Wolałabym wychować otwartego człowieka. Wystarczy jej domowy przykład rodziców- introwertyków.

Translate/Übersetzen