obraz

obraz

piątek, 21 grudnia 2012

Święta święta święta



Odcisk prawej łapki Lili
Może do was też zapuka Mikołajka
Czas przedświąteczny wrze od przygotowań! Kupowanie prezentów, ich pakowanie (moja ulubiona część), ubieranie choinki, pieczenie piernika, suszenie owoców. Wszystko otulone jest  magią  połyskującej brokatem  Gwiazdki i pachnącej pomarańczy.  Nastraja do czasu kiedy uda się zasiąść całą rodziną przy wigilijnym stole i wykorzystać niespożytkowane w ciągu całego roku zasoby żołądka.To też pierwsze święta Lili po opuszczeniu matczynego inkubatora. Nasze dziecię postanowiło się do nich przygotować. Swoje dary Lilka wykonała własnoręcznie. Na angielskim zrobiła bombkę ze śladem pomalowanej dłoni a na naszych pierwszych zajęciach w Baby Clubie odcisnęła ją w masie solnej. Rośnie nam artystyczna dusza! Ku uciesze mamy oczywiście.. Poza tym nic tak nie raduje jak prezenty zrobione samodzielnie. Nasza córa wcieli się również w rolę św. Mikołaja.  Nie ma co dziecku wciskać ciemnoty o duchach. Niech rośnie w prawdzie i wierzy w istnienie dobrych ludzi. To będą bardzo radosne święta!

 

Wesołych Świąt!!!

sobota, 8 grudnia 2012

Tubajka



Foto z telefonu nieciekawe ale i tak widać Lili zaciesz
Lili zaszczyciła dziś swoją znamienitością pewien łódzki i nieznany lokal który warto bloggowemu światu przedstawić. Otóż na najsławniejszej ulicy w tym mieście pod numerem 24 ukrywa się Tubajka. Na bramie doń prowadzącej nie ma znaków ni szyldu a ukrywa się tam od niemal roku! Pierwszy szczebel nieco wysoki (dla wózkowiczów nie lada akrobacja), zaraz zanim czerwona kotara. Odsłaniamy z ciekowością zasłonę przeznaczenia i wita nas Buka! na powitalnym obrazie. Myślę sobie nieźle od wejścia walczymy z lękami dzieciństwa. Dalej nic nas nie jest w stanie zaskoczyć, ani porzucona pod sufitem wiedźmy miotła, ani latające balony zrobione z papierowych żyrandoli, ani to drzewo wyrastające wprost na ścianie, do tego mnóstwo fajowych zabawek i książek dla małych i dużych krasnali. Pięknie pachnie świeżo upieczonymi ciasteczkami a w tle płynie cichutko muzyka. Spotykamy się tam z moją dobrą duszą. Ja piję rozgrzewającą z goździkami herbatę ona białą kawę. Lili nie wie gdzie się podziać. Na początku w centrum przybytku ogląda zabawki. Jest mnóstwo malutkich puff więc można ją nawet posadzić! Zabawki bardzo Eko, bo wszystkie drewniane i również do sprzedaży. Dalej zwiedzamy. Są jeszcze dwie alkowy. Jedna w stylizacji morskiej, z ratunkowym kołem a nawet plecionym koszem takim do siedzenia prosto z plaży. Drugi pokój straszy! Dużo pajęczyn i dziwnych obrazów. Gratka dla Wampirzyc i Wampiraków można się tam za dnia schować z laptopem bo WiFi już zainstalowali. Spędziliśmy bardzo ciekawie i zajmująco zgoła 4 godziny. Lili się nie nudziło a ja mogłam swobodnie poplotkować poza domem. Takie wyjścia i takie miejsca na mojej liście codzienności się rzadko trafiają. Przybytek bardzo klimatyczny co spodoba się również tym niedzieciatym. Jedyny minus że trochę chłodno i podłoga zimna, a Lilka swoim pełzakowaniem niemal całą wyczyściła. Na chłodne nudne zimowe wieczory  polecamy „Tubajkę” ogromniście!  Jest trochę jak we własnej bajce:)

https://www.facebook.com/Tubajka?ref=ts&fref=ts

wtorek, 4 grudnia 2012

CODZIENNOŚĆ

Ja?! Ale ja byłam grzeczna...


Rano
4 rano. Budzi mnie (a raczej nas) krzyk Naszego dziecka. W nocnym losowaniu On przegrywa i idzie siku. Wracając podaje mi rozwrzeszczane niemowlę które z zapałem domaga się mleka. W półśnie czuję jak zasysa mi pierś. Usypiamy już we trójkę. O 10 znów budzi nas płaczem lub precyzyjnie  wymierzonym kopniakiem w twarz. Potem widać po jej uśmiechu że ma z tego frajdę. On musi do pracy. I tak jest już spóźniony. Goli się i żegna w przelocie wynosząc kupy Naszego maleństwa. Dałabym jej z dychacza żeby jeszcze pospała ale ona ma już własne plany. Od kiedy sprawnie pełza muszę trzymać ją na łóżku za nogę. Raz mi się przysnęło i spadła… Na szczęście dzieci tak jak Koty zawsze spadają na cztery łapy. Cuci mnie świeżo zaparzona kawa z kapsułki i cokolwiek co da się zjeść z lodówki. Trzeba maleństwo oporządzić. Co następuje: zmiana pieluchy, piżamy na ubranie ‘na co dzień’ i podanie wit. D z kapsułki. No to zaczynamy zabawę…
Południe
Piszę moją zaległą magisterską pracę. Dziecię dopełza z klockiem w jednej łapce do mojego kapcia i wpada w lament. „Daj mi jeszcze chwilę muszę popracować”- moje wymówki jak się można domyśleć nie robią na niej wrażenia. Jest coraz bardziej rozgarnięta. Wie czego chce i potrafi się skutecznie z tym afiszować. Czytamy trzy książeczki po angielsku i z powrotem lądują nią na macie. Ona cały swój plac zabaw sprzedałaby za chwilę ‘na rączce’. Więc znów do mnie pełznie. Zamykam kompa i idziemy na spacer. Epickość tego wyjścia: krzyk bo ubieram, krzyk bo trzeba poczekać aż ja się ubiorę, na dole krzyk bo zostawiam ja na tylnym siedzeniu auta i rozkładam wózek, po zmontowaniu wehikułu krzyk bo próbuję ją w nim umieścić i gdyby nie była już zmęczona to szloch towarzyszyłby nam przez pół tego cudownego spaceru.
Popołudnie
Na tym Etapie przynajmniej jeszcze pośpi. Korzystam z wolnego. Odkurzam co by mała nie najadła się za dużo paprochów, zmywam naczynia bo wczoraj po kolacji się nikomu nie chciało, chowam z prania co wyschnięte, telefonuje do niego - ażeby poćwiczyć aparat mowy, piszę na fejsbuczku ze społecznością która siedzi w pracy i maluje paznokcie, może zdarzą przeschnąć zanim wstanie..
Wieczór
Kreatywność zabaw na wyczerpaniu, siła rąk i pleców na wyczerpaniu, moja sympatia i dobroć na wyczerpaniu. Czekamy. Wrócił Ojciec, Mężczyzna pracujący, Czuły kochanek. Musi tylko się przebrać, zjeść, coś sprawdzić w neciku i może maleństwo do kąpieli wsadzić. Żebym mogła je znów oporządzać, karmić, nosić, usypiać…. aż doczekam tych czasów że będzie to sama potrafić. 

Co tygodniowy piątkowy suchar:
On:  Jak dobrze że już weekend prawda?
Ja:   Hmm.. jak dobrze że już weekend! A zapomniałam że jestem mamą.

Translate/Übersetzen