obraz

obraz

wtorek, 4 grudnia 2012

CODZIENNOŚĆ

Ja?! Ale ja byłam grzeczna...


Rano
4 rano. Budzi mnie (a raczej nas) krzyk Naszego dziecka. W nocnym losowaniu On przegrywa i idzie siku. Wracając podaje mi rozwrzeszczane niemowlę które z zapałem domaga się mleka. W półśnie czuję jak zasysa mi pierś. Usypiamy już we trójkę. O 10 znów budzi nas płaczem lub precyzyjnie  wymierzonym kopniakiem w twarz. Potem widać po jej uśmiechu że ma z tego frajdę. On musi do pracy. I tak jest już spóźniony. Goli się i żegna w przelocie wynosząc kupy Naszego maleństwa. Dałabym jej z dychacza żeby jeszcze pospała ale ona ma już własne plany. Od kiedy sprawnie pełza muszę trzymać ją na łóżku za nogę. Raz mi się przysnęło i spadła… Na szczęście dzieci tak jak Koty zawsze spadają na cztery łapy. Cuci mnie świeżo zaparzona kawa z kapsułki i cokolwiek co da się zjeść z lodówki. Trzeba maleństwo oporządzić. Co następuje: zmiana pieluchy, piżamy na ubranie ‘na co dzień’ i podanie wit. D z kapsułki. No to zaczynamy zabawę…
Południe
Piszę moją zaległą magisterską pracę. Dziecię dopełza z klockiem w jednej łapce do mojego kapcia i wpada w lament. „Daj mi jeszcze chwilę muszę popracować”- moje wymówki jak się można domyśleć nie robią na niej wrażenia. Jest coraz bardziej rozgarnięta. Wie czego chce i potrafi się skutecznie z tym afiszować. Czytamy trzy książeczki po angielsku i z powrotem lądują nią na macie. Ona cały swój plac zabaw sprzedałaby za chwilę ‘na rączce’. Więc znów do mnie pełznie. Zamykam kompa i idziemy na spacer. Epickość tego wyjścia: krzyk bo ubieram, krzyk bo trzeba poczekać aż ja się ubiorę, na dole krzyk bo zostawiam ja na tylnym siedzeniu auta i rozkładam wózek, po zmontowaniu wehikułu krzyk bo próbuję ją w nim umieścić i gdyby nie była już zmęczona to szloch towarzyszyłby nam przez pół tego cudownego spaceru.
Popołudnie
Na tym Etapie przynajmniej jeszcze pośpi. Korzystam z wolnego. Odkurzam co by mała nie najadła się za dużo paprochów, zmywam naczynia bo wczoraj po kolacji się nikomu nie chciało, chowam z prania co wyschnięte, telefonuje do niego - ażeby poćwiczyć aparat mowy, piszę na fejsbuczku ze społecznością która siedzi w pracy i maluje paznokcie, może zdarzą przeschnąć zanim wstanie..
Wieczór
Kreatywność zabaw na wyczerpaniu, siła rąk i pleców na wyczerpaniu, moja sympatia i dobroć na wyczerpaniu. Czekamy. Wrócił Ojciec, Mężczyzna pracujący, Czuły kochanek. Musi tylko się przebrać, zjeść, coś sprawdzić w neciku i może maleństwo do kąpieli wsadzić. Żebym mogła je znów oporządzać, karmić, nosić, usypiać…. aż doczekam tych czasów że będzie to sama potrafić. 

Co tygodniowy piątkowy suchar:
On:  Jak dobrze że już weekend prawda?
Ja:   Hmm.. jak dobrze że już weekend! A zapomniałam że jestem mamą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate/Übersetzen