Mały człowiek rodzi się wolny. Chętnie i bez pardonu wyraża
swoje zachcianki oraz potrzeby. Oczywiście zaraz potem pokazujemy mu swoją
rodzicielską władzę, bo przecież samo nie chodzi, nie naje się ani po sobie nie
posprząta. Rodzi się zależność, którą lubimy wykorzystywać. Gdy zaczyna chodzić
mówimy dokąd ma iść. Gdy zaczyna mówić wkładamy mu do ust słowa bo często tak wypada.
A gdy zaczyna robić to na co ma ochotę, bo właśnie kształtuje kolejne
umiejętności takie jak własne zainteresowania i preferencje, zaczynają rodzić
się pierwsze konflikty. Ona: Masz się natychmiast ubrać w piżamę! Ono: ale ja się
jeszcze bawię! Ona: Jedz zupę! Ono: Takiej nie lubię! I tak dalej.
Ale czy naprawdę jedyne na czym nam zależy to nauka
posłuszeństwa? To pytanie próbuję sobie stawiać po każdym NIE jakie uzyskuje w
odpowiedzi od Lilki. Najbardziej na świecie chciałabym żeby zawsze i wszędzie potrafiła
wyrażać swoje zdanie. Właśnie tak dobitnie jak walczy o to teraz. Próbuję ograniczać
swoje rządy i zostawić jej pole na własne przemyślenia. Świetnie się czuję gdy
idziemy na ugodę. Mówimy wtedy że trochę ja mam racji a trochę ona. Potrafię
też otwarcie przyznać że się myliłam! Co nie uchodzi rodzicom z dobrze udomowioną hierarchią. Rozpiera mnie duma, gdy siedzę na ławce a
ona wchodzi po drabinkach i wie że nie ma za nią rąk mamy asekurantki,
przybiega i krzyczy czy widziałam jak się wysoko wspięła SAMA! Oczywiście cała
wewnętrznie drżę i się pocę że Zaraz Spadnie Zrobi Sobie Krzywdę ale skutecznie
próbuję te myśli ignorować.. Najczęściej narażam się innym rodzicom mającym
mnie za wzór nieodpowiedzialnej mamy, ale i to muszę sama zwalczyć .Plac zabaw
stanowi na prawdę świetny trening dla rodzicielskiej powściągliwości władzy.. Z każdym dniem uświadamiam sobie że wychowanie
dziecka ma więcej wspólnego z samokształceniem jak traktować małego człowieka z
szacunkiem, powagą i pełną akceptacją niż uczeniem go nowych funkcji
poznawczych. Dzieci są mądre! Wystarczy że zwrócimy im wolność a będą się same
doskonalić.