Pomimo przeciwności losu jak wzięcie ad hoc urlopu lub moja angina
udało nam się na majówkę wyrwać. Pogoda dopisała - 3 dni słońca i byczenia nad
morzem. Znaleźliśmy super chatkę z placem i salą zabaw dla najmłodszych. Lilka
była w siódmym niebie:)
Nad morzem wiało ale sprawienie sobie nowych kurtek i wiatrołapa dopomogło w
siedzeniu na plaży. Jakoś mi się zapomniało że w Chłapowie są takie długie
schody, więc wózek musiał pójść w odstawkę a ja zamienić się w torbacza co dziecko
w chuście owinięte nosi. Dziecie nasze pokochało morze, usypiało kołysane jego szumem.
Nosiłam je wzdłuż brzegu oddychając orzeźwiającym powietrzem..
udawaliśmy samoloty..
graliśmy w łapki..
i duuuużo spacerowaliśmy.
Ludzie mówią że
jak człowiek nad morze jedzie to powinien się tego jodu nawdychać- więc
próbowaliśmy (angina zniknęła już drugiego dnia). Wypoczęci, opaleni, i z
piaskiem dosłownie wszędzie wróciliśmy do pięknie zazielenionej wreszcie Łodzi!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz