obraz

obraz

piątek, 25 maja 2012

Pierwszy tydzień

Udało się urodzić… teraz kolejne 18-naście lat już z górki:) 
Kąpiele nie należą do przyjemności
 A tak na poważnie to wcale nie było łatwo. O porodzie nie będę się rozwodzić, bo to dość intymne, a poza tym ważniejsze co tu i teraz! Maleństwo dało się przekonać do maminej piersi i na każde popiskiwanie przystawiam ją do mlekopoju. Nawet nie myślałam jak ta funkcja dojarki będzie mnie radować. Teraz trwa etap przyzwyczajania i wyczuwania się nawzajem. Powoli rozgryzam o co w tym wszystkim chodzi- musi mieć sucho i pełen brzuszek- ot definicja szczęścia!  Okresy dziennej aktywności noworodka powoli się wydłużają- robi ślicznego zeza i poznaje swoje łapki. Staramy się pokazać Lili, że świat nie tonie w różu i demonstrujemy inne kolory. Na razie największe zainteresowanie budzi czerwony no i OKNA. Śmiejemy się z Radkiem że na całe szczęście mamy trochę szyb w mieszkaniu. Mała fiksuje na nich zafascynowane oczka i przerywa nawet swoje najgorsze lamenty. A wypłakuje nam co dzień swoje żale i troski donośnie i zupełnie nie skrycie. Ja również muszę przyznać dość często pochlipuję- bo Radek ma pracę, jakieś inne życie, ludzi wokół siebie, obowiązki, cały czas jeździ coś załatwia a ja siedzę w domu i próbuję chować jak umiem naszego bobasa. Instynkt macierzyński nie ma przycisku on/off , więc nie da się go tak po prostu włączyć. Gdy wyjęto mi małą, czegoś zabrakło. Organizm musiał się przełączyć na system awaryjny. Teraz powoli dochodzę do siebie. Ale jeszcze sporo pracy przede mną tej fizycznej i tej która zatrzyma huśtawkę emocjonalną. Jak na razie sprawdzamy się całkiem nieźle w paziowaniu;)


poniedziałek, 21 maja 2012

16 maj 2012 - LiLi w wersji outside

 

pierwsze zdjęcie małej

Rodzinka w komplecie

Bardzo zmęczony tato
Nasz mały Kocik ma tutaj dwa dni!
Pierwsze bardzo nieudane próby karmienia..
Lili żegna szpital
Sweet HOME! Powitane balonami kwiatami i szarfą z papieru toaletowego:)

poniedziałek, 14 maja 2012

Fałszywy alarm

Na zegarku 6.18 i Boli! Hmm czy to może oznaczać że rodzę? Naczytałam się i nasłuchałam o bólu przypominający ten znany jako zwiastun okresu. Mimo że od ostatniej miesiączki minęło z górki 9 m-cy nie udało mi się go zapomnieć:) Zaczynam liczyć. Ból pojawia się i puszcza co jakieś 6 min. Czas obudzić przyszłego tatę. Liczymy ile trwa pojedynczy skurcz. 30-45 sek. Radek decyduje się zadzwonić (podekscytowany i już ogolony na powitanie maleństwa) do położnej z pytaniem czy przyjeżdżać. Dostajemy odpowiedź że jeśli skurcze się utrzymują to czas pakować „dupki w autko”. Od tego momentu przeczekaliśmy jeszcze ze dwa skurcze i zaczęliśmy szykowanie. No to pierwsze co? Trzeba się ogolić! Mimo bólu i braku widoków na okolice pod brzuchem dałam dzielnie rade. Potem zjedliśmy małe śniadanko, żeby mieć siłę przetrwać te ciężkie czekające nas chwile i… położyliśmy się spać. Po godzince drzemki skurcze ustały.

Odwołaliśmy alarm w klinice, ale i tak kazali nam się tam stawić. Skurcze okazały się być "przepowiadającymi" - przynajmniej tak je zwą i są oznaką że maleństwo przygotowuje sobie powoli drogę ewakuacji. Bądź tu mądry jak pierwszy raz rodzisz! Teraz wiemy że skurcze ‘porodowe’ wyglądają dokładnie tak samo tylko trwają coraz dłużej, ‘przepowiadające’ natomiast charakteryzują się regularnością i takim samym czasem pobolewania. Lekarz oznajmił nam również iż szyjka macicy jest jeszcze na tyle długa że miło mu będzie nas powitać w przyszły poniedziałek. Trudno:( Jeszcze nie rodzimy… ale ciężarna racica daje mi już pierwsze się we znaki.. będzie bolało, ale warto!

niedziela, 13 maja 2012

Dad to be - I like it?

 Wpis wyjątkowy z powodu zbliżającego się wylądowania małej astronautki. Wielkie wydarzenie warte ukazania emocji towarzyszących drugiej stronie rodzicielstwa. A więc załączam wyznania przyszłego taty, który zgodził się je sam spisać i podzielić z bloggowym światem:

Tata
Bycie tatą to chyba najfajniejsza przygoda jaka mi się przydarzyła. Wszystko nabiera barw, głębszego znaczenia, pełniejszego wymiaru. Już nawet pierwsze słowa tego wpisu nie są czymś obok czego można przejść obojętnie.

No bo jak to jest że piszę że rodzicielstwo to coś co się nam przydarza? Niezależnie jak świadomie zmierzaliśmy do zaproszenia Maleństwa na świat to i tak moment kiedy tworzy się życie jest poza naszą kontrolą. Możemy się starać, możemy próbować, ale tak na prawdę to jest coś co się dzieje poza nami. Coś niesamowitego od samego początku, coś wykraczającego poza nasze zrozumienie i umiejętności tworzenia. Coś w czym mamy dar uczestniczenia, obserwowania, dawania czegoś z siebie, ale też coś co jest ponad nami. 

Można by snuć różne rozmyślania dlaczego tak jest że o tym najważniejszym z wydarzeń tak mało mówimy, że jako społeczeństwo poświęcamy mu tak mało uwagi. Kto z Was wiedział ze Maleństwa w brzuszku mają czkawki albo jak niesamowicie potrafią się poruszać i reagować na dotyk? W miarę jak mężczyźni będą coraz bardziej włączani w ten najwcześniejszy, najciekawszy i najcudowniejszy etap życia, a my będziemy o nim coraz więcej rozmawiać i uczynimy go częścią naszej świadomości, nasz świat się będzie zmieniał. 

Mój świat się już na pewno zmienił na zawsze a przygoda dopiero się rozpoczyna. Nie wiem w jaki sposób bycie tatą będzie na mnie wpływać, ale to chyba jedna z niewielu ról która mi tak naprawdę odpowiada. Najciekawszym pytaniem na chwilę obecną niezmiennie pozostaje jakie będzie lubiła bajki i czy będzie lubiła jeść omlecznicę. No ale na te odpowiedzi musimy jeszcze trochę poczekać;)

środa, 9 maja 2012

Syndrom "wicia gniazdka"

kącik naszego maleństwa
Podobno pojawia się u wszystkich kobiet w ostatnich tygodniach przepowiadając Wielkie Wyjście. Z moim ogromniastym brzucholem zaczęłam pucować mieszkanie i przygotowywać również przyszłego ojca na to mistyczne wręcz wydarzenie. Wczoraj nakazałam mu wleźć na stołek i ścierać kurze z szafy, żeby mała nie musiała tego pyłu wdychać. Zdziwiony posiadaniem czegoś  takiego jak Pronto w naszym domu usłużnie wziął się za porządki. Potem wywiercił pierwszą  dziurę w ścianie aby zadowolić moje serce i zawiesił dumnie lampkę Kwiatucha przy łóżeczku, żebym w nocy mogła nie tylko słyszeć ale i widzieć małą. Dzisiaj sprawdzałam kolejną inwestycję życia- czyli nowiuśkiego mopa z Viledy którego nie muszę ręcznie wyciskać. Odkurzałam. Układałam ubranka Lili do jej tylko komody. Robiłam pranie- mam nadzieję ostatnich maluczkich rzeczy, wymagających wyprasowania.  Wyszorowałam całą łazienkę i prawie zeszłam od nadmiaru wciągniętego odoru chloru. Sprawdziłam raz jeszcze czy wszystko co niezbędne znajduje się w torbie do szpitala i ze zmęczenia oklapłam na sofie… Powoli sama zaczynam siebie podziwiać, bo jeszcze rok temu czysta podłoga nie należała do priorytetów mojego domowego bytowania. Maleństwo przybywaj bo nie tylko mama ale i cały dom czeka w pełnej gotowości!

Translate/Übersetzen