obraz

obraz

niedziela, 26 lutego 2012

Z cyklu zakupy w Ikei - niezbędności dla maleństwa!

Na razie wszystko pochowane z obawy przed zakurzeniem. Jedynie Pan Brokuł z Misiem jak dwa bratanki usadowili się wygodnie w fotelu i zabawiają gości!


Big CYC

Moja brodawka osiągnęła wielkość połowy piersi  dawniejszego rozmiaru! Nie wiem jak dziecko pakuje intuicyjnie całość do pyszczka, może posiada nadzwyczajne zdolności? Przeglądam się w lustrze z zaciekawieniem jak zmienia się moje ciało i przystosowuje do już niedalekiej roli dojarki:) 
W szkole rodzenia przystąpiliśmy do nauki karmienia. Panie położne mają dość naturalistyczne podejście do większości spraw więc doradzają ssanie mamiego wymionka aż do drugiego roku życia. Dla mnie to lekka przesada. Wyobraźcie sobie dziecko które jest zdolne z Wami cosik pogadać a potem za głodem biegiem rusza podciągnąć koszulkę rodzicielki i przysysa się do piersi. Fuj! Nie żeby oburzało mnie ostentacyjne wyjmowanie cyca w miejscach użytku publicznego, czego pewnie wielokrotnie zmuszona sama doświadczę. Ale wszystko ma swoje granice! Nawet fizjologia.
Dlatego już dzisiaj mówię że wytrwam w tym uświęconym czasie do sylwestra. Chcę karmić piersią bo dziecko nabywa odporności i tworzy się niesamowitą więź z maleństwem. Ale fajnie by było go od siebie nie uzależniać, także wraz z wprowadzeniem innych papkopokarmów idzie na odwyk z butelką. Pewnie każdy AA-owiec by tak chciał, idziesz na odwyk tylko zabierz trochę spirytu w manierce, bo nie można tak drastycznie odstawiać…
Z poradnika dobrej ciężarówki wskazówka dla innych przyszłych mam: Nie oglądajcie filmików o karmieniu piersią z cyklu Programu Edukacji Poporodowej (tworzone ok 15 lat temu)chyba że chcecie się obrzydzić samym wyglądem sięgających do pasa kobiecych wymion. Ja po obejrzeniu tego fenomenalnego półtora godzinnego show byłam hmm.. delikatnie mówiąc zniesmaczona. 
A więc kończąc moją odę do pięknej nabrzmiałej piersi która niedługo stanie się w pełni użyteczna, dziękuję przyszłemu tacie za zgłoszenie się na ochotnika jako odciągacz nadmiaru mleka i zapraszam na kawkę:)



piątek, 10 lutego 2012

Szkoła rodzenia = Szkoła przetrwania

Zgodnie z normami i zaleceniami naszej pani doktor udaliśmy się do szkoły rodzenia. Poszukiwania obiły się o fora internetowe. Jedna była za bardzo związana z kościołem, druga niezbyt pasowała czasowo, trzecia za daleko. Zdecydowaliśmy się w konsekwencji na szkołę prywatną czyli płatną, prowadzoną przez dwie położne. 

Na pierwsze spotkanie udaliśmy się razem. Regularnie spóźnieni już na początku, jako ósma para usadowiliśmy się pośrodku, bo tylko tam czekały na nas wolne miejsca:) Najpierw obowiązkowa rundka żeby się przedstawić i powiedzieć coś o dziecku. Po pierwsze okazało się już przy wpisywaniu się na listę że jesteśmy jedynym niemałżeństwem, po drugie mamy najmłodszą ciążę (25 tydzień), po trzecie zadajemy najwięcej pytań tzn. w Radku zrodziło się dużo wątpliwości które Pani prowadząca w bardzo cierpliwy sposób próbowała rozwiać, opierając się jak mniemam na wyimaginowanej statystyce jako potwierdzeniu jej rzetelnych wypowiedzi. Ja zachowałam za to stoicki spokój tzn. bałam się jak diabli odezwać:) Zawsze się stresuję w nowych sytuacjach, przed nowymi ludźmi i jakoś nie nawiązuję od razu przyjaznego kontaktu z otoczeniem. Pomimo że coś nas wszystkie, nas wszystkich łączy, nie czuję że chciałabym o tym otwarcie paplać przed obcymi mi ludźmi. Zmusiła nas do tego potrzeba zdobycia praktycznych informacji na temat instrukcji obsługi maleństwa (mój ukochany potrzebuje tego we wzmożonej formie), dlatego zdecydowaliśmy się na poświęcenie tych 9 wieczorów w imię Lili i dla naszego świętego spokoju.

Po rundce obeznaniowej. Przyszedł czas na starcie z pierwszą myślą na temat porodu. Każdy miał za zadanie dokończyć zdanie „ Gdy myślę o porodzie to…”  W pierwszej chwili chciałam maznąć „chcę uciekać” albo „już czuję jak mnie boli”, zdecydowałam się jednak na wzmiankę o tym, że się boję. Zgodnie z prawdą, bo każdy boi się tego czego nigdy nie doświadczył. Strach przed nieznanym myślę sobie, normalne. No i miałam rację. Udało mi się zmieścić w średniej szeregu kobiet. Najczęściej padały odpowiedzi o bólu i lęku. Natomiast męska część szkolnej załogi  wykazała się prawdziwą empatią rozpisując się jak nie mogą się tego dnia doczekać, o cudzie narodzin oraz nadziei na szybką akcję i do domu. Wychodzi na to, że oni dobrze wiedzą co się dzieje przy porodzie, bo kobiety wykazywały zupełnie inny punkt widzenia. 

Potem wysłuchaliśmy teoretycznej opowiastki na temat ważnych zmysłów rozwijających się już w życiu płodowym maleństwa. Co do równowagi, ważne jest tańczenie i kołysanie małego astronauty w sobie, zawieszony w wodach płodowych jest  jakby pozbawiony ziemskiej grawitacji , kształtuje  przez to błędnik. Po prostu tańczy to sobie.  Zmysł słuchu i wykształcone uszka nasłuchują już odgłosów z zewnątrz, są nieco przytłumione, ale powoli zaczyna się do nich przyzwyczajać. Dlatego w tym okresie niesamowicie ważne jest gadanie do brzucha oraz słuchanie muzyki. Dziecko po urodzeniu może reagować na znane dźwięki wyciszeniem. W moim przypadku dla uspokojenia porannych  wrzasków Lilki będę zmuszona nucić jogową mantrę, bo to śpiewam na głos najczęściej.  Maleństwo jak się okazuje wykształca sobie całą buzię kubków smakowych dlatego tak chętnie wszystkiego próbuje po wygramoleniu się na ten świat. Ale już w brzuszku równie skwapliwie wszystkiego degustuje. Pije wody płodowe a potem do nich sika Mniam! Ważne jest więc podobno żeby z czymś nie przesadzać , np. chipsami, słodkościami czy colą, bo potem nie należy się dziwić co do upodobań żywnościowych małego człowieczka. I zostaje nam jeszcze omówienie zmysłu węchu, jako że ten kształtuje się najwolniej. Podobno noworodki dobrze tolerują wanilię, tzn przestają ryczeć i się złościć. Żeby Lili przyzwyczajać do zapaszku który ma tak zbawienny charakter, przyszły tato wyposażył mnie w zapach waniliowy do ciast i kazał wdychać. Proste metody, proste działanie. Ach ci prości mężczyźni!

Na koniec tego wspaniałego dwugodzinnego wprowadzenia w kuluary rodzicielstwa, zapewniono nam chwilę wytchnienia. Nauka oddychania. Wdech i wydech brzuszkiem. Myślę że Radkowi lepiej szło niż mnie. Ale niech ćwiczy jemu też się przyda. Na Sali porodowej może być duszno i gorąco, więc lepiej niech się nauczy na zaś prawidłowo oddychać w trudnych warunkach:) Potem chwila miziania mam i na tym koniec. Jak na pierwsze podejście było całkiem sympatycznie, chociaż mało praktycznie.  Nauka kąpania, przewijania, noszenia i karmienia jeszcze przed nami. Obyśmy przetrwali!

środa, 1 lutego 2012

Co Jemy

Co do diety w trakcie ciąży to uważam że nie jest ona istotna. Kobiece zachcianki rządzą! Ja nie mam specjalnej ochoty na pożeranie kilogramów słodkości czy jedzenie czegoś w rodzaju mieszanki tortu z ogórkiem kiszonym i odrobiną chili. Za to żelki stały się nieodzownym elementem każdej samochodowej wyprawy, a chipsy najlepszą i najszybszą kolacją we dwoje (no może już troje) na którą możemy sobie pozwolić.  Mój luby boi się o maleństwo że może być w stanie świecić w ciemności jeżeli nie zmienię swoich przyzwyczajeń.  Nie gotuję. Więc zastępczym wyjściem jest pizza albo azjatyckie żarcie w osiedlowym barze.  Od kiedy tu zamieszkaliśmy jesteśmy częstymi bywalcami, a przyszła mama ma prawo do większych porcji.  Czasami żałuję że nie wykorzystuję bardziej mojego błogosławionego stanu. Na przykład nie budzę się w środku nocy z ochotą na jakąś rybkę lub wielką porcję pistacjowych lodów, a mój ukochany nie mogąc  słuchać  dłużej dramatu próbuje zdobyć wymarzoną dawkę pożywienia i spokojnie zaznać resztki snu która mu została przed pracą. Albo po prostu nie jestem wyrachowaną ciężarną egoistką! Co do używek: nie palę (rzuciłam wraz z pojawieniem się drugiej kreski na teście). Ważna jest silna wola ale motywacja okazuje się być 1000 razy istotniejsza. Nie wyobrażam sobie w pełni  świadomie podtruwać płucka własnego dziecka.  Za to odrobina alkoholu to już co innego:) Pół kieliszeczka wina do kolacji albo piwo od 0 do 2% wpływa  na lepsze sny mamy i oczywiście maleństwa. Ostatnio udoskonaliłam też pocałunki z przyszłym tatą, który  obawia się zostania przeze mnie alkoholikiem. Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż poję mojego faceta whisky, po czym jego język smakuje jak nasiąknięte alkoholem wisienki. Mniam.. Aż chce się całować i wysysać język dosłownie do ostatniej kropelki. Polecam wszystkim ciężarnym żyjącym w trzeźwości a czasami w wstrzemięźliwości.  Pomaga w namiętnym nawiązaniu bliskości a przyjemność dla dwojga:) Poza tym witaminuje się  regularnie ‘prawie’: kwas foliowy (wg naszej ginekolog zalecany do końca ciąży zapobiega wadom rozwojowym), cynk (na donoszenie w terminie i lepsze serca bicie ), magnez (żeby mała prawidłowo wzrastała) , tran (na nie bycie przez dziecko alergikiem).  Do tego próbuję unikać i niemal mi wychodzi: sery pleśniowe, mięso wędzone (tęsknota za kabanosikami..) lub surowe, jedzenia przez sen czy jedzenia w nadmiarze. Nie chcę przytyć za dużo, najlepiej nie tyłabym w ogóle ale każdy się z tym kłóci nawet fizjonomia w moim stanie. Także dopuszczalne 10-12 kg jestem w stanie ścierpieć dla dobra ogółu.  Najwyżej po ciąży rozpocznę protest. Teraz mogli by mnie uznać za hipokrytkę. Ciężarna i strajk głodowy – przeczy zdrowemu rozsądkowi. Także od czasu do czasu próbuję podjadać i zmuszać swój układ pokarmowy do przetrawienia kolejnej porcji brokuł, sałaty (byle bez rukoli), ryb, szpinaku i dużej ilości nabiału. Na szczęście niedługo  koniec wyrzeczeń i wrócę do formy! Przynajmniej taką żywię nadzieję:)

P.S. Polecam! http://bachormagazyn.pl/2011/11/08/redaktor-reka-na-tropie-kolejnego-wielkiego-klamstwa/#more-1147

Translate/Übersetzen